czwartek, 12 czerwca 2014

SESJA 91: ZROBIĘ - TO ZROBIĘ, NIE ZROBIĘ - TO NIE ZROBIĘ

KRÓTKA POWTÓRKA
Ostatnio publikujemy nieco mniej regularnie. Ale jest w tym coś pouczającego. Mimo że tworzymy od niemal dwóch lat Autoterapię, nie jesteśmy bynajmniej wolni od rozmaitych przeciwności oraz popadania w większe lub mniejsze doliny na naszym szlaku. Od pewnego czasu chodzi nam po głowie pewna konstruktorska myśl odnośnie tego bloga, ale pewnie jeszcze trochę czasu minie nim zdobędziemy się na wcielenie jej w życie. Na czym polega filozofia metody REBT? Na przekonaniu, że to nie aktywujące wydarzenia same w sobie (A) powodują to, jak się czujemy i zachowujemy (C), tylko nasze błędne przekonania (B) na temat tych wydarzeń. Alfabet REBT przynosi jednak rozwiązanie. Jest nim D, czyli dysputy z błędnymi przekonaniami. Kiedy dopada nas kiepski nastrój przypatrzmy się bacznie towarzyszącym mu myślom i poddajmy je pociskom logiki i pragmatyzmu. Pytajmy, czy z danego faktu wynika inny fakt oraz jakie korzyści mamy z takiego punktu widzenia. Dyskutowanie ze swoimi toksycznymi myślami prowadzi do efektywnego (E) sposobu postrzegania rzeczywistości i zdrowszych zachowań.

DZISIEJSZA SESJA
Czy i Wam zdarza się niekiedy uznać dzień za stracony? Kończyć go z ulgą, że właśnie mija i przygnębiającą refleksją, że zupełnie go zmarnowaliśmy? Czy Wy też czujecie czasem przytłaczający ciężar bezproduktywnego dnia, w czasie którego modlicie się, by prędko minął, a kiedy mija macie wyrzuty, że zmarnotrawiliście nieodnawialny zasób czasu? Jeśli tak, witam w klubie.

Wyobraźmy sobie słoneczny świt. Słońce wdziera się ciepłymi promieniami do sypialni, a niebo, którego skrawek widać z łóżka, jest całkowicie błękitne. I nie ma ani jednej chmurki. Mówimy: to będzie dobry dzień! Mam wolne, zrobię z tego użytek. I raźnie wstajemy z łóżka. Otwieramy okno i otula nas fala ciepła. Myślimy: znowu upał. Ale skoro stanęliśmy na równe nogi z takim optymizmem, próbujemy jakoś ten upał przetłumaczyć na trudny język korzyści. Opalę się, zażyję słońca, zostawię kurtkę w domu, pójdę na spacer. Cały szereg możliwości, prawda? Potem śniadanie (pusta lodówka), radio (długi blok reklam), sprawdzenie poczty (tylko spam) i profilu na którymś z portali (brak powiadomień). Jakie zadania na dziś? Nic palącego, można więc odrobić mnóstwo zaległości. Od czego by tu zacząć? Parę rzeczy czeka na półce, po chwilowym namyśle okazuje się jednak, że to nic ważnego. Zrobię to zrobię, nie zrobię, to nie zrobię. Kropka. Może więc odpisać na maile? Było ich parę i ciągle straszą w pamięci. Szybki przegląd treści i okazuje się (ku zaskoczeniu), że właściwie nikt w nich o nic nie pytał, że były tam niemal same zdania oznajmujące i w gruncie rzeczy można bez ignorancji darować sobie odpowiedź. Spacer. A w drodze do parku pyszna drożdżówka (skoro lodówka zionie pustką). Tylko czy w tak gorący od świtu dzień mam energię, by przemierzać rozgrzane, betonowe ulice? Nim dotrę do parku upał zrobi swoje. A więc cztery ściany. Śniadanie? Właściwie głód nie doskwiera tak mocno, na obiad wyskoczę do pobliskiej knajpki, a do obiadu zadowolę się kawą. Poczta, brak wiadomości. Profil, brak powiadomień. Radio – kabarety, których nienawidzę. Telewizja – reklamy. Zaległości, praca – okazuje się, nic pilnego. A może nawet zbędnego? Bo gdyby się tak bliżej przyjrzeć, jakie będę mieć z tego korzyści… Doprowadzi mnie to do awansu? Dostanę podwyżkę? Umocnię swoją pozycję? Jeśli nie, to może… nie warto? Skoro nikt nie oczekuje ode mnie nadprogramowości, to może szeroki przedział przeciętności mi wystarczy? Bez przemęczania się, nadwyrężania, ambicji? Praca wędruje na bok. Przyjemności? Lektura? Jeszcze przed obiadem? Ostatnio rozpoczęta powieść okazała się nudna, a książka o rewolucyjnych zmianach w życiu, trąca banałem. W gazecie wymądrzają się eksperci, którzy wiedzą lepiej ode mnie co dla mnie jest dobre. Nie. Siadam na kanapie. Przestawiam poduszki. Opieram się o bok w pozycji półleżącej. Coraz bardziej przesuwam się w dół. Leżę. Po co więc wstawałem tak wcześnie? Wytrzymam jakoś do obiadu. A po obiedzie się zdrzemnę. Wieczorem będzie chłodniej. Wtedy wyjdę. Albo nie wyjdę. A gdy się ściemni zasnę znowu. Rano może będzie lepszy dzień.
Jeśli czujesz się przytłoczony tym obrazem, to słusznie. A jeśli sam przerabiałeś podobny scenariusz, doskonale wiesz, jak to jest naprawdę. Pojawia się pytanie, w jaki sposób poradzić sobie z takim jak ten dniem? Kiedy od rana wszystko układa się niepomyślnie i z każdym niepowodzeniem ubywa nam energii? Czy konstruktywna myśl wystarczy? Nie zawsze. Częściej potrzeba ostrego cięcia. Powtarzaliśmy wielokrotnie, że jedynym sposobem wyjścia z błędnego koła jest jego przerwanie. A to był właśnie takiego koła przykład. Potrzeba więc cięcia – a więc zdecydowanego, jednego działania. Zatrzymania się, zapalenia w głowie czerwonej lampki i powiedzenia sobie: jeśli czegoś nie zrobię, będzie kiepsko. A następnie zrobienia czegoś od A do Z z taką energią, jaką dysponujemy. Wszelkie napływające myśli o zabarwieniu pesymistycznym i obezwładniającym, należy ignorować. Nie słuchać. Nie podążać ich tropem. Błędne koło musi zostać przerwane. Inaczej będziemy krążyć wokół powielając schemat po schemacie. I co najgorsze, donikąd nie dojdziemy.

ZADANIE DOMOWE

Jeśli poczujesz, że wewnętrzny fatalizm i bierność z chwili na chwilę usiłują skrępować Twoje działania, zatrzymaj się na moment i zastanów, co jest dla Ciebie dobre. Co przyniesie Ci większe korzyści. Następnie wybierz konkretne działanie, które możesz z energią (taką, jaką dysponujesz, trudno być wulkanem energii w takiej chwili) wykonać i po prostu to zrób. Nie słuchaj pesymistycznych myśli, które będą zaprzątać Twój umysł. A gdy staną się natrętne użyj Dysput, aby je podważyć. Wiem, że to potrafisz. Jak mawiał Albert Ellis, każdy z nas ma w sobie skłonność do zadręczania się, ale każdy ma również potencjał, by to pokonać. Trzymam za Ciebie kciuki.