W dniu 6. rocznicy śmierci wybitnego terapeuty doktora Alberta Ellisa, publikujemy fragment jego ostatniej (wydanej pośmiertnie) książki*, którą napisał wraz z żoną, dr Debbie Joffe Ellis. Dotychczasową notkę biograficzną postanowiliśmy zastąpić słowami samego Doktora, by opowiedział o tym, kim był i jak to się stało, że stworzył pierwszą z kręgu terapii poznawczo-behawioralnych na świecie.
"Choć można powiedzieć, że rozwinąłem REBT pomiędzy 1953 a 1955 rokiem, po tym jak zdecydowanie odrzuciłem liberalną psychoanalizę, którą praktykowałem przez poprzednie dziesięć lat, nasiona tej teorii były widoczne w czasie mojego dzieciństwa, młodości i dojrzałego życia.
Jako dziecko często chorowałem i przebywałem w szpitalu, a moi rodzice, którzy byli zajęci – mama opieką nad dwójką mojego rodzeństwa, tata swoją pracą i innymi sprawami – nie odwiedzali mnie tak często jak rodzice innych dzieci leżących na oddziale. Aby zmniejszyć swój smutek spowodowany tym zaniedbaniem, chciałem wydostać się z rozpamiętywania tego nieszczęsnego stanu rzeczy. Zacząłem więc czytać książki, wyobrażać sobie i układać w głowie różnorodne historie lub miłosne scenariusze, a także rozmawiać z pielęgniarkami czy innymi osobami, które znajdowały się w pobliżu.
W szkole uczyłem się bardzo dobrze, osiągając nadspodziewanie wysokie oceny. Otrzymałem nawet ksywkę „Encyklopedia”, ponieważ uchodziłem za kogoś, kto zawsze wszystko wie. Przeczytałem praktycznie wszystkie książki, które wpadły mi w ręce, a były wśród nich dzieła starożytnych i współczesnych filozofów. Pisarze, których czytywałem poczynając od 16 roku życia to Sokrates, Epikur, Epiktet, Marek Aureliusz, Seneka, Konfucjusz, Lao Tzy, Budda, Emerson, Dewey, Santayana, Russell, Wittgenstein, Spinoza, Kant, Hume, Thoreau, Freud, Watson, i Adler – by wymienić tylko kilka nazwisk.
Można powiedzieć, że największy wpływ wywarli na mnie filozofowie, psychologowie, eseiści, dramaturdzy, poeci i inni pisarze. Nie byłem jednak łatwowierny w stosunku do tego, co czytałem. Zastanawiałem się nad poznawaną treścią, odrzucając krytycznie to, z czym się nie zgadzałem, i eksperymentalnie wprowadzałem w praktykę to, co wydawało mi się godne zaufania. Lata później, stosowałem w pracy z klientami to, co wcześniej sprawdziłem na sobie.
W 1932 roku, mając 19 lat, zostałem wybrany na lidera radykalnej młodzieżowej grupy, co wymagało ode mnie przemawiania na szerokim forum. Zdecydowałem, że będę lepiej pracował nad pokonaniem terroru, jaki przeżywałem musząc zabrać publicznie głos. Zastosowałem moje filozoficzne nauki do przekonania samego siebie, że nic złego nie może mi się przydarzyć, jeśli będę mówił w obecności wielu osób i że nawet jeśli będę czuł się niekomfortowo lub wypadnę żałośnie, na pewno mnie to nie zabije. Innymi słowy, przekonywałem samego siebie do dwóch filozoficznych założeń, które później włączyłem do REBT: bezwarunkowa samoakceptacja (to jest - bezwarunkowe akceptowanie siebie ze swymi błędami i potknięciami, tylko i wyłącznie z faktu, że istnieję, bez względu na to czy wypadam dobrze lub zyskuję aprobatę innych) i wysoka tolerancja na frustrację (to jest - akceptowanie i tolerowanie tego, czego się nie chce, nie lubi i nie wybiera). Zapoznanie się z pracą pierwszego behawiorysty Johna Watsona (1919) nad desensytyzacją in vivo (odwrażliwianiem poprzez wystawienie się na działanie stresogennego bodźca, przyp. A.Z.) i jego asystentki Mary Cover Jones, zachęciło mnie do robienia dokładnie tego, czego się boję, w celu pokonania tego lęku.
I podziałało! Nie tylko pokonałem swoje lęki dzięki wielomiesięcznemu zmuszaniu się do wystąpień publicznych, ale odkryłem, że zaczyna mi to sprawiać radość i nawet mam do tego talent.
Następnie, w 1933 roku, na miesiąc przed moimi 20 urodzinami, zdecydowałem wykorzystać to samo podejście do pokonania mojej nieśmiałości i przerażenia, jakie przeżywałem w związku z nawiązywaniem rozmowy z kobietami. Ryzykując porażkę i odrzucenie, nawiązałem kontakt ze 100 kobietami w czasie jednego sierpniowego miesiąca podczas wakacji w koledżu. Spośród stu kobiet, tylko jedna umówiła się ze mną na randkę i w dodatku na nią nie przyszła! Niemniej jednak, sprawdziłem empirycznie, że nic strasznego się nie wydarzyło i z sukcesem pokonałem swój lęk, stając się przy okazji otwartym rozmówcą. Uświadomiłem sobie wielką wartość poznania, filozofii, rozumowania i samo-perswazji w zmienianiu dysfunkcjonalnych zachowań i uczuć.
Zrozumiałem, że aspekt poznawczy jest kluczowym elementem psychoterapii i praktykowałem go w pracy z klientami między 1943 a 1947 rokiem zanim zainteresowałem się psychoanalizą, i następnie po tym, jak uświadomiłem sobie, że jest najmniej skuteczną forma terapii, jaką kiedykolwiek wymyślono, w 1952 roku powróciłem do terapii aktywno-dyrektywnej, mocno kładąc nacisk na stronę poznawczą.
Mój początkowy trening jako psychoterapeuty obejmował zakres terapii małżeńskiej, rodzinnej, porad seksuologicznych, gdzie poszczególne sesje w głównej mierze polegały na udzielaniu klientom konkretnych informacji na temat efektywnej komunikacji, wychowywania dzieci, pożycia i radzenia sobie z problemami w życiu intymnym. Chociaż efekty takiej terapii okazywały się często sukcesem, stało się dla mnie jasne, że jeśli ludzie będą żyli bardziej efektywnie i w zgodzie z innymi, zdołają nauczyć się, jak żyć w pokoju z samymi sobą.
Później przeszedłem intensywny kurs psychoterapii, mając wszakże zastrzeżenia do teorii osobowości Zygmunta Freuda. Przeszedłem ortodoksyjną psychoanalizę z szanowanym analitykiem z kręgu Karen Horney i zacząłem stosować to podejście w pracy z moimi klientami, coraz bardziej czując sceptycyzm co do efektywności i skuteczności tej metody. Mimo że wielu moich klientów czuło się lepiej po odbyciu sesji, to rzadko przekładało się to na trwałe odczuwanie mniejszej ilości niezdrowych emocji, jak lęk, depresja czy złość, poza tym nie wiedzieli, jak mogliby unikać takich odczuć w przyszłości. Ograniczyłem więc nieco techniki psychoanalityczne, stając się bardziej aktywno-dyrektywnym, choć wciąż zorientowanym analitycznie terapeutą.
Od 1952 do początku 1955 byłem jednym z najbardziej aktywno-dyrektywnych zorientowanych psychoanalitycznie terapeutów w tej dziedzinie – i przynosiło to efekty.
Dzięki temu podejściu moi klienci osiągali lepsze i bardziej trwałe rezultaty w znacznie krótszym czasie. Stawało się dla mnie coraz bardziej jasne, że wgląd w problemy nie wystarcza, by dokonać zmiany – potrzeba działań, które przyniosą bardziej długotrwałe owoce.
Chciałem bardziej energicznie zachęcić klientów do robienia tego, czego się boją (np. ryzykować odrzucenie) by jasno zobaczyli, że te wyzwania są mniej groźne niż się wydają. Wielu z nich odpowiedziało na moje zachęty, choć pewna część wykazywała opór. Woleli uwięznąć ze swymi przyzwyczajeniami, irracjonalnymi sposobami myślenia o sobie i o innych, i wciąż odczuwać lęk, wrogość oraz inne destrukcyjne emocje. Kontynuowałem swoją pracę łącząc w jedno metody psychologiczne i wiedzą filozoficzną. Spostrzegłem, że ludzie uczą się odróżniać dobro od zła, powinności i zakazy od swych rodziców, innych ludzi oraz środków masowego przekazu - i są skłonni z powodu swych językowych i mentalnych zdolności, do tworzenia własnych ograniczających, wewnętrznych dialogów. Mogą w ten sposób powodować rozwijanie się w swych umysłach lęków niemających racjonalnych podstaw. Co więcej, są zdolni przekonać samych siebie – bez zadawania jakichkolwiek pytań – że ich irracjonalne przekonania na temat innych ludzi są faktami. Jeżeli przyjmują, że byłoby koszmarnym zostać odrzuconym, zaczynając mówić samym sobie, że odrzucenie jest okropne. Ludzie reindoktrynują samych siebie przez nonsensy, które indoktrynowały ich we wczesnym dzieciństwie.
Kiedy przechodziłem od terapii zorientowanej psychoanalitycznie do REBT, stawało się coraz bardziej oczywiste, że moi klienci nie cierpieli z powodu irracjonalnej indoktrynacji, której doświadczyli w dzieciństwie, ale dlatego, że kontynuowali wiarę w te idee w życiu dorosłym. Aktywnie zaczynali przekonywać samych siebie do wiary w dawne nonsensy, czyniąc je integralną częścią swej życiowej filozofii. Podtrzymywanie wiary w nierealistyczne, szkodliwe idee oraz tendencji do definiowania rzeczy jako „okropnych”, gdy w rzeczywistości są jedynie niedogodne lub nieprzyjemne, było zasadniczą przyczyną ich pogrążania się w neurozach. Świadomość tego, że zachowanie neurotyczne jest nie tylko uwarunkowane zewnętrznie czy wpojone w dzieciństwie, ale jest również zakorzenione wewnętrznie przez samych klientów, zaprowadziło moją praktykę ku radykalnie innemu spojrzeniu. Zamiast zwyczajnie pokazywać klientom jak od początku popadają w zaburzenia i co mogą zrobić, by je powstrzymać, skoncentrowałem się także na tym, co mogą nie-powiedzieć i nie-pomyśleć, by pomóc sobie bardziej efektywnie.
Udowadniałem, że ich problemy wywodzą się w głównej mierze z ich wiary w to, że przesądy są faktami, z powtarzania (i z wiary) łańcucha błędnych tez. Pomagałem klientom zidentyfikować i rozpoznać ich żądania – przymusy i powinności wynikające z przekonań – powodujących wiele problemów, z którymi się borykali. Coraz więcej moich klientów, którzy zrozumieli siłę negatywnego myślenia, dokonywało zmian – i w rezultacie doświadczali mniejszych zaburzeń i postępowali inaczej wobec innych osób. Wymierne korzyści przychodziły w stosunkowo krótkim czasie i z początkiem 1955 roku podstawy teorii i praktyki REBT były właściwie sformułowane.
Mój pierwszy artykuł poświęcony REBT zatytułowałem „Racjonalna psychoterapia” („Rational Psychotherapy”, 1958), świadomie kładąc nacisk na „racjonalna”, by odróżnić ją od wielu istniejących już metod, z których znaczną część uznawałem za nieracjonalne. Choć zawierały nieco racjonalnych aspektów, to moja koncepcja kładła nacisk tak samo mocno na myślenie jak na zachowanie. Był to pionierski artykuł w tamtym czasie i w pewnym sensie pozostaje takim do dziś.
Zaprezentowałem swoją teorię na dorocznej konwencji Amerykańskiego Towarzystwa Psychologicznego (APA) w Chicago 31 sierpnia 1956 mając już za sobą krótkie prezentacje na spotkaniach psychologicznych w 1955 roku. W 1957 roku opublikowałem dziesięć artykułów na ten temat, lecz z powodu opóźnienia mój odczyt nie znalazł się na łamach „Journal of General Psychology" aż do początku 1958 roku.
Wraz z Bobem Harperem, moim przyjacielem, kolegą po fachu i współautorem jednej z naszych książek „Przewodnik do racjonalnego życia” („A guide to rational living”, Ellis & Harper 1961) zmieniliśmy nazwę racjonalnej terapii na racjonalno-emotywną terapię (RET) w 1961 roku. Pragnęliśmy, by ludzie zdawali sobie sprawę, że jest to podejście poznawcze, emotywne i behawioralne, mimo że bardzo często poprzestawali jedynie na nazwie racjonalna.
Wiele lat później, mój inny dobry przyjaciel, Ray Corsini, poradził mi, bym zmienił nazwę terapii na racjonalno-emotywno-behawioralną, lecz ponieważ nazwa RET była już dobrze znana z moich książek, artykułów i działalności, zwlekałem ze zmianą aż do 1993 roku, kiedy ostatecznie przyznałem, że Ray miał rację. Tamtego roku napisałem artykuł dla czasopisma „The Behavior Therapist” tłumacząc, że to, co do tej pory robiłem było w zasadzie racjonalno-emotywno-behawioralną terapią i odtąd będę posługiwał się tą nazwą.
REBT nie stoi w miejscu i od wczesnych lat była rozwijana i modyfikowana, z rosnącą ilością badań tworzących jej podstawy. Napisałem ponad 80 książek i ponad 800 artykułów. W badaniu przeprowadzonym przez Amerykańskie Towarzystwo Psychologiczne (APA) pośród psychologów klinicznych i psychoterapeutów zostałem uznany za drugiego (po Carlu Rogersie i przed Zygmuntem Freudem) najskuteczniejszego terapeutę świata. Według badania Heesackera, Heppnera i Rogersa (1982) uznano mnie za najczęściej cytowanego terapeutę od roku 1957 w trzech najważniejszych czasopismach psychologicznych na przestrzeni 27 lat. Z kolei według badań kanadyjskich psychologów klinicznych zostałem ogłoszony najbardziej wpływowym terapeutą świata, mając tuż za sobą Carla Rogersa i Aarona Becka (Warner, 1991).
"Choć można powiedzieć, że rozwinąłem REBT pomiędzy 1953 a 1955 rokiem, po tym jak zdecydowanie odrzuciłem liberalną psychoanalizę, którą praktykowałem przez poprzednie dziesięć lat, nasiona tej teorii były widoczne w czasie mojego dzieciństwa, młodości i dojrzałego życia.
Jako dziecko często chorowałem i przebywałem w szpitalu, a moi rodzice, którzy byli zajęci – mama opieką nad dwójką mojego rodzeństwa, tata swoją pracą i innymi sprawami – nie odwiedzali mnie tak często jak rodzice innych dzieci leżących na oddziale. Aby zmniejszyć swój smutek spowodowany tym zaniedbaniem, chciałem wydostać się z rozpamiętywania tego nieszczęsnego stanu rzeczy. Zacząłem więc czytać książki, wyobrażać sobie i układać w głowie różnorodne historie lub miłosne scenariusze, a także rozmawiać z pielęgniarkami czy innymi osobami, które znajdowały się w pobliżu.
W szkole uczyłem się bardzo dobrze, osiągając nadspodziewanie wysokie oceny. Otrzymałem nawet ksywkę „Encyklopedia”, ponieważ uchodziłem za kogoś, kto zawsze wszystko wie. Przeczytałem praktycznie wszystkie książki, które wpadły mi w ręce, a były wśród nich dzieła starożytnych i współczesnych filozofów. Pisarze, których czytywałem poczynając od 16 roku życia to Sokrates, Epikur, Epiktet, Marek Aureliusz, Seneka, Konfucjusz, Lao Tzy, Budda, Emerson, Dewey, Santayana, Russell, Wittgenstein, Spinoza, Kant, Hume, Thoreau, Freud, Watson, i Adler – by wymienić tylko kilka nazwisk.
Można powiedzieć, że największy wpływ wywarli na mnie filozofowie, psychologowie, eseiści, dramaturdzy, poeci i inni pisarze. Nie byłem jednak łatwowierny w stosunku do tego, co czytałem. Zastanawiałem się nad poznawaną treścią, odrzucając krytycznie to, z czym się nie zgadzałem, i eksperymentalnie wprowadzałem w praktykę to, co wydawało mi się godne zaufania. Lata później, stosowałem w pracy z klientami to, co wcześniej sprawdziłem na sobie.
W 1932 roku, mając 19 lat, zostałem wybrany na lidera radykalnej młodzieżowej grupy, co wymagało ode mnie przemawiania na szerokim forum. Zdecydowałem, że będę lepiej pracował nad pokonaniem terroru, jaki przeżywałem musząc zabrać publicznie głos. Zastosowałem moje filozoficzne nauki do przekonania samego siebie, że nic złego nie może mi się przydarzyć, jeśli będę mówił w obecności wielu osób i że nawet jeśli będę czuł się niekomfortowo lub wypadnę żałośnie, na pewno mnie to nie zabije. Innymi słowy, przekonywałem samego siebie do dwóch filozoficznych założeń, które później włączyłem do REBT: bezwarunkowa samoakceptacja (to jest - bezwarunkowe akceptowanie siebie ze swymi błędami i potknięciami, tylko i wyłącznie z faktu, że istnieję, bez względu na to czy wypadam dobrze lub zyskuję aprobatę innych) i wysoka tolerancja na frustrację (to jest - akceptowanie i tolerowanie tego, czego się nie chce, nie lubi i nie wybiera). Zapoznanie się z pracą pierwszego behawiorysty Johna Watsona (1919) nad desensytyzacją in vivo (odwrażliwianiem poprzez wystawienie się na działanie stresogennego bodźca, przyp. A.Z.) i jego asystentki Mary Cover Jones, zachęciło mnie do robienia dokładnie tego, czego się boję, w celu pokonania tego lęku.
I podziałało! Nie tylko pokonałem swoje lęki dzięki wielomiesięcznemu zmuszaniu się do wystąpień publicznych, ale odkryłem, że zaczyna mi to sprawiać radość i nawet mam do tego talent.
Następnie, w 1933 roku, na miesiąc przed moimi 20 urodzinami, zdecydowałem wykorzystać to samo podejście do pokonania mojej nieśmiałości i przerażenia, jakie przeżywałem w związku z nawiązywaniem rozmowy z kobietami. Ryzykując porażkę i odrzucenie, nawiązałem kontakt ze 100 kobietami w czasie jednego sierpniowego miesiąca podczas wakacji w koledżu. Spośród stu kobiet, tylko jedna umówiła się ze mną na randkę i w dodatku na nią nie przyszła! Niemniej jednak, sprawdziłem empirycznie, że nic strasznego się nie wydarzyło i z sukcesem pokonałem swój lęk, stając się przy okazji otwartym rozmówcą. Uświadomiłem sobie wielką wartość poznania, filozofii, rozumowania i samo-perswazji w zmienianiu dysfunkcjonalnych zachowań i uczuć.
Zrozumiałem, że aspekt poznawczy jest kluczowym elementem psychoterapii i praktykowałem go w pracy z klientami między 1943 a 1947 rokiem zanim zainteresowałem się psychoanalizą, i następnie po tym, jak uświadomiłem sobie, że jest najmniej skuteczną forma terapii, jaką kiedykolwiek wymyślono, w 1952 roku powróciłem do terapii aktywno-dyrektywnej, mocno kładąc nacisk na stronę poznawczą.
Mój początkowy trening jako psychoterapeuty obejmował zakres terapii małżeńskiej, rodzinnej, porad seksuologicznych, gdzie poszczególne sesje w głównej mierze polegały na udzielaniu klientom konkretnych informacji na temat efektywnej komunikacji, wychowywania dzieci, pożycia i radzenia sobie z problemami w życiu intymnym. Chociaż efekty takiej terapii okazywały się często sukcesem, stało się dla mnie jasne, że jeśli ludzie będą żyli bardziej efektywnie i w zgodzie z innymi, zdołają nauczyć się, jak żyć w pokoju z samymi sobą.
Później przeszedłem intensywny kurs psychoterapii, mając wszakże zastrzeżenia do teorii osobowości Zygmunta Freuda. Przeszedłem ortodoksyjną psychoanalizę z szanowanym analitykiem z kręgu Karen Horney i zacząłem stosować to podejście w pracy z moimi klientami, coraz bardziej czując sceptycyzm co do efektywności i skuteczności tej metody. Mimo że wielu moich klientów czuło się lepiej po odbyciu sesji, to rzadko przekładało się to na trwałe odczuwanie mniejszej ilości niezdrowych emocji, jak lęk, depresja czy złość, poza tym nie wiedzieli, jak mogliby unikać takich odczuć w przyszłości. Ograniczyłem więc nieco techniki psychoanalityczne, stając się bardziej aktywno-dyrektywnym, choć wciąż zorientowanym analitycznie terapeutą.
Od 1952 do początku 1955 byłem jednym z najbardziej aktywno-dyrektywnych zorientowanych psychoanalitycznie terapeutów w tej dziedzinie – i przynosiło to efekty.
Dzięki temu podejściu moi klienci osiągali lepsze i bardziej trwałe rezultaty w znacznie krótszym czasie. Stawało się dla mnie coraz bardziej jasne, że wgląd w problemy nie wystarcza, by dokonać zmiany – potrzeba działań, które przyniosą bardziej długotrwałe owoce.
Chciałem bardziej energicznie zachęcić klientów do robienia tego, czego się boją (np. ryzykować odrzucenie) by jasno zobaczyli, że te wyzwania są mniej groźne niż się wydają. Wielu z nich odpowiedziało na moje zachęty, choć pewna część wykazywała opór. Woleli uwięznąć ze swymi przyzwyczajeniami, irracjonalnymi sposobami myślenia o sobie i o innych, i wciąż odczuwać lęk, wrogość oraz inne destrukcyjne emocje. Kontynuowałem swoją pracę łącząc w jedno metody psychologiczne i wiedzą filozoficzną. Spostrzegłem, że ludzie uczą się odróżniać dobro od zła, powinności i zakazy od swych rodziców, innych ludzi oraz środków masowego przekazu - i są skłonni z powodu swych językowych i mentalnych zdolności, do tworzenia własnych ograniczających, wewnętrznych dialogów. Mogą w ten sposób powodować rozwijanie się w swych umysłach lęków niemających racjonalnych podstaw. Co więcej, są zdolni przekonać samych siebie – bez zadawania jakichkolwiek pytań – że ich irracjonalne przekonania na temat innych ludzi są faktami. Jeżeli przyjmują, że byłoby koszmarnym zostać odrzuconym, zaczynając mówić samym sobie, że odrzucenie jest okropne. Ludzie reindoktrynują samych siebie przez nonsensy, które indoktrynowały ich we wczesnym dzieciństwie.
Kiedy przechodziłem od terapii zorientowanej psychoanalitycznie do REBT, stawało się coraz bardziej oczywiste, że moi klienci nie cierpieli z powodu irracjonalnej indoktrynacji, której doświadczyli w dzieciństwie, ale dlatego, że kontynuowali wiarę w te idee w życiu dorosłym. Aktywnie zaczynali przekonywać samych siebie do wiary w dawne nonsensy, czyniąc je integralną częścią swej życiowej filozofii. Podtrzymywanie wiary w nierealistyczne, szkodliwe idee oraz tendencji do definiowania rzeczy jako „okropnych”, gdy w rzeczywistości są jedynie niedogodne lub nieprzyjemne, było zasadniczą przyczyną ich pogrążania się w neurozach. Świadomość tego, że zachowanie neurotyczne jest nie tylko uwarunkowane zewnętrznie czy wpojone w dzieciństwie, ale jest również zakorzenione wewnętrznie przez samych klientów, zaprowadziło moją praktykę ku radykalnie innemu spojrzeniu. Zamiast zwyczajnie pokazywać klientom jak od początku popadają w zaburzenia i co mogą zrobić, by je powstrzymać, skoncentrowałem się także na tym, co mogą nie-powiedzieć i nie-pomyśleć, by pomóc sobie bardziej efektywnie.
Udowadniałem, że ich problemy wywodzą się w głównej mierze z ich wiary w to, że przesądy są faktami, z powtarzania (i z wiary) łańcucha błędnych tez. Pomagałem klientom zidentyfikować i rozpoznać ich żądania – przymusy i powinności wynikające z przekonań – powodujących wiele problemów, z którymi się borykali. Coraz więcej moich klientów, którzy zrozumieli siłę negatywnego myślenia, dokonywało zmian – i w rezultacie doświadczali mniejszych zaburzeń i postępowali inaczej wobec innych osób. Wymierne korzyści przychodziły w stosunkowo krótkim czasie i z początkiem 1955 roku podstawy teorii i praktyki REBT były właściwie sformułowane.
Mój pierwszy artykuł poświęcony REBT zatytułowałem „Racjonalna psychoterapia” („Rational Psychotherapy”, 1958), świadomie kładąc nacisk na „racjonalna”, by odróżnić ją od wielu istniejących już metod, z których znaczną część uznawałem za nieracjonalne. Choć zawierały nieco racjonalnych aspektów, to moja koncepcja kładła nacisk tak samo mocno na myślenie jak na zachowanie. Był to pionierski artykuł w tamtym czasie i w pewnym sensie pozostaje takim do dziś.
Zaprezentowałem swoją teorię na dorocznej konwencji Amerykańskiego Towarzystwa Psychologicznego (APA) w Chicago 31 sierpnia 1956 mając już za sobą krótkie prezentacje na spotkaniach psychologicznych w 1955 roku. W 1957 roku opublikowałem dziesięć artykułów na ten temat, lecz z powodu opóźnienia mój odczyt nie znalazł się na łamach „Journal of General Psychology" aż do początku 1958 roku.
Wraz z Bobem Harperem, moim przyjacielem, kolegą po fachu i współautorem jednej z naszych książek „Przewodnik do racjonalnego życia” („A guide to rational living”, Ellis & Harper 1961) zmieniliśmy nazwę racjonalnej terapii na racjonalno-emotywną terapię (RET) w 1961 roku. Pragnęliśmy, by ludzie zdawali sobie sprawę, że jest to podejście poznawcze, emotywne i behawioralne, mimo że bardzo często poprzestawali jedynie na nazwie racjonalna.
Wiele lat później, mój inny dobry przyjaciel, Ray Corsini, poradził mi, bym zmienił nazwę terapii na racjonalno-emotywno-behawioralną, lecz ponieważ nazwa RET była już dobrze znana z moich książek, artykułów i działalności, zwlekałem ze zmianą aż do 1993 roku, kiedy ostatecznie przyznałem, że Ray miał rację. Tamtego roku napisałem artykuł dla czasopisma „The Behavior Therapist” tłumacząc, że to, co do tej pory robiłem było w zasadzie racjonalno-emotywno-behawioralną terapią i odtąd będę posługiwał się tą nazwą.
REBT nie stoi w miejscu i od wczesnych lat była rozwijana i modyfikowana, z rosnącą ilością badań tworzących jej podstawy. Napisałem ponad 80 książek i ponad 800 artykułów. W badaniu przeprowadzonym przez Amerykańskie Towarzystwo Psychologiczne (APA) pośród psychologów klinicznych i psychoterapeutów zostałem uznany za drugiego (po Carlu Rogersie i przed Zygmuntem Freudem) najskuteczniejszego terapeutę świata. Według badania Heesackera, Heppnera i Rogersa (1982) uznano mnie za najczęściej cytowanego terapeutę od roku 1957 w trzech najważniejszych czasopismach psychologicznych na przestrzeni 27 lat. Z kolei według badań kanadyjskich psychologów klinicznych zostałem ogłoszony najbardziej wpływowym terapeutą świata, mając tuż za sobą Carla Rogersa i Aarona Becka (Warner, 1991).
*A. Ellis, D. Joffe Ellis, "Rational Emotive Behavior Therapy", Washington 2011
fragment przetłum. A. Zemełka
fragment przetłum. A. Zemełka