Piszę do Ciebie, choć pewnie właśnie śpisz lub wkrótce położysz się do
łóżka. Jest popołudnie. Słońce dyskretnie zagląda przez rozchylone żaluzje.
Niesie ja na swoich barkach przyjemny chłodny wiatr. Potrafisz się nie bać.
Potrafisz nie myśleć o tym, co jeszcze niedawno bez pytania cię o zgodę kradło
twój spokój. Sam decydujesz, co robić, sam ścielisz łóżko, sam wychodzisz z
domu, spełniasz się na wielu frontach i niczego nie musisz. Już wiesz, że myśli
są tylko myślami. Że potwory, których kiedyś się bałeś okazały się puste jak
wydmuszka. Gdy zgładziło je zwykłe wiązanie chemiczne, uzmysłowiłeś sobie, że
nigdy nie będą godne twojej uwagi. Doskonale pamiętasz jak to jest czuć
przepływ. Czyż nie jest podobny do tego przyjemnego wiatru, który łaskocze
właśnie twoją twarz? Oddajesz się pasji i czas przestaje mieć znaczenie.
Spotykasz ludzi, których jesteś nieustannie ciekaw, choć znacie się tak długo.
Niektórzy z nich wiedzą, innym nie mówiłeś, i wszystko to jest w porządku. Już
się nie boisz, że to wróci. Nie boisz się, odkąd pozwoliłeś swojemu umysłowi
dryfować nawet w najbardziej egzotyczne rejony i samodzielnie wracać znów na
kurs. Wiesz, że tak się właśnie dzieje. A gdy pozwalasz mu dryfować, on nie boi
się gwałtownego odwrotu i przestaje nerwowo przeć do przodu.
Oczywiście, że nie
jesteś spóźniony. Jesteś nawet przed czasem. Masz go wciąż do dyspozycji.
Możesz nadawać mu kształt. Jest tworzywem w twoim ręku, rzeźbiarzu. Możesz
również pozwolić mu po prostu być. Świat stawia przed tobą tak wiele zagadek,
że kładziesz się czasem w nocy z pragnieniem świtu, by poznawać więcej. Ale
wszystko następuje w swoim tempie. A ten niepokój sprawia ci przyjemność. Nie
przesadzasz z nadawaniem sensu temu, czego doświadczyłeś i nie nazywasz
cierpienia zbawieniem. Ale traktujesz to obiektywnie, widząc we wszystkim
wartości, jakie można dla siebie zaczerpnąć.
To żaden cud. To twoja rzeczywistość. Brzmi niesamowicie, prawda? A to
tylko dzięki zmianie sposobu myślenia. Twojej zmienia, twojego sposobu, twojego
myślenia.